http://www.test.rowery650b.eu/images/stories/imprezy/2014/PolandBike-GoraKalwaria/PB_Gora%20Kalwaria.jpg

O poprzednich etapach LOTTO Poland Bike Marathon w Górze Kalwarii słyszałem wiele dobrego. Na mazowieckich nizinach ta miejscówka urosła prawie do miary legendy. Sam nie mogłem doczekać się startu w tym etapie, gdyż dobrze znam ten rejon Mazowsza i w dzieciństwie objeździłem tu na Jubilacie 2. Moja cierpliwość została wynagrodzona

Piotr Wrotek

Start poprzedzały bardzo mieszane prognozy meteorologiczne. Zapowiadano spore upały na weekend, tymczasem niebo wróżyło co innego. Szybkie rozeznanie i: o masz!… będzie padać! Stojąc na balkonie zastanawiałem się, czy ryzykować z testowanym Vee Rubberem „V16”, czy może założyć bardziej uniwersalnego Bontragera XR1? Obawiałem się gliniastego błota na terenach położonych za wałem przy Wiśle. Już wcześniej w takich warunkach błotnisto wilgotnych tajlandzki produkt sprawił mi trochę kłopotów. Co innego, gdyby było sucho i słonecznie. Podczas moich rozmyślań zaczęło lać, więc rzutem na taśmę zmiana opony i jedziemy do Góry Kalwarii.

Prawie całą drogę padało i demon lenistwa podpowiadał mi, żeby może jednak zawrócić i skoro dzieci mają opiekę to zdrzemnąć się z godzinkę. Jednak głęboko ukryte pokłady chęci rywalizacji wygrały i w lekkim deszczu zaczęło się rozpakowywanie sprzętu. Chwilę potem rozpogodziło się i strasznie byłem rad, że jednak nie zawróciłem.

Miasteczko ulokowane zostało w samym centrum Góry Kalwarii. Jak się później okazało, do rywalizacji ósmego etapu LOTTO Poland Bike Marathon przystąpiło ponad 750 osób. Całkiem nieźle, jak na wakacje i całą edycję PB. Tak wysokiej frekwencji nie było widać w samym miasteczku, co należy zaliczyć na plus dla organizatora. Nie było ciasnoty a do opłacenia startu nie musiałem czekać dłużej niż 10 minut.

Startowałem z piątego sektora z cichą nadzieją, że może powalczę o czwarty na dystansie MINI – 34 km. Start mocny, ale zdążyłem się już przyzwyczaić, że przy startach raczej zamykam tyły i wyprzedzanie zaczynam po mniej więcej 20 minutach jazdy. Tak też było tym razem. Chyba muszę popracować nad lepszą rozgrzewką, aby w przyszłości mieć lepszą pozycję już na samym starcie.

PB Gora Kalwaria

Pierwsze kilometry to raczej szybka pogoń za resztą sektora po płaskim. Zaczęło się od krótkiego odcinka asfaltowego, a potem w pola i lasy. Wszystko raczej szybko i płasko z nielicznymi urozmaiceniami w postaci bardzo drobnych piaskownic i korzeni. W powietrzu lekka sauna, ale przynajmniej nie padało. Jazda tego dnia sprawiała mi dużą radość i czułem się naprawdę dobrze. Po kilku kilometrach udało mi się przyspieszyć i utrzymując równe tempo powoli, ale konsekwentnie udawało się wyprzedzić pojedynczych rywali.

Pierwszym wąskim gardłem była przeprawa przez strumyk, gdzie dogoniłem tych, których wcześniej dogonić nie mogłem, a także zostałem dogoniony przez wcześniej wyprzedzonych. Przy takiej liczbie uczestników, w takich miejscach, gdzie trzeba z roweru zejść i rower przeprowadzić przez przeszkody, tworzą się autentycznie irytujące korki.

PB Gora Kalwaria 2

Dalej było cały czas szybko aż do kolejnego wąskiego gardła – przeprawy pod drogą krajową. Kolejny raz trzeba było zejść z roweru i wdrapać się ścieżką z sprzętem. Rywale ustawili się grzecznie w kolejce i trzeba było odczekać swoje, aby móc w pięknych okolicznościach przyrody wnieść swojego 29era. Niestety obok grzecznie ustawionych w kolejce uczestników pojawiło się kilku „cwaniaczków”, którzy postanowili wykorzystać ten moment na wepchnięcie się gdzieś bokiem. W ten sposób mogli zaoszczędzić na wyprzedzaniu przynajmniej kilkudziesięciu osób. Ci, którzy jak Bozia przykazała, stali w kolejce mieli słuszne pretensje do „cwaniaków”. Szczęśliwie skończyło się tylko na wymianach zdań i nie poszły w ruch pięści, pompki, siodełka i bidony. Aczkolwiek jest to mój nieśmiały apel do organizatorów, że trzeba znaleźć jakieś salomonowe rozwiązanie, jak takich sytuacji uniknąć w przyszłości. Wielu na tym skorzystało, wielu straciło i więcej to miało wspólnego z wpychaniem się na kolejkę linową na Kasprowy w szczycie sezonu niż ze sportową rywalizacją.

Potem było już dużo przyjemniej. Ostatnie kilka kilometrów to kilka smaczków, które dawały namiastkę kolarstwa górskiego. Ścieżki do góry, ścieżki w dół w okolicach Wisły dawały sporo radości, która szybko została przygaszona „gumą”. Przy którymś zjeździe, jadąc pomiędzy dwoma reprezentantami Airbike’a poczułem to złowrogie coś z tyłu świadczące o kapciu. Pech. Marzenia o walce o czwarty sektor rozwiane. Straciłem sporo czasu i kląłem pod nosem, że zabierałem się do przerobienia kół na bezdętkowe tak długo. Po napompowaniu koła na pełnym słońcu, zlany potem i pogryziony przez gzy ruszyłem skończyć ten nierówny bój.

PB Gora Kalwaria 3

Po drodze było jeszcze kilka przyjemnych odcinków. Poland Bike w Górze Kalwarii słynie m.in. z ostatniego odcinka prowadzącego do mety. Jest to dosyć stromy, brukowany podjazd św. Antoniego. Byłem wkurzony na dętkę i nie pamiętam już, czy delektowałem się tym podjazdem, czy też nie.

Na mecie przywitała mnie żona, która w tym sezonie jest najlepszym kibicem i zapleczem technicznym w jednej osobie. Po zakończonym wyścigu dowiedziałem się, że to była ostatnia szansa zapoznania się z tak wyglądającą trasą w Górze Kalwarii. Ponoć za rok trasa będzie zmieniona. To, co na długo pozostanie w mojej głowie po LOTTO Poland Bike Góra Kalwaria to ludzie, którzy kibicowali nam na trasie. To było niesamowite! Na kilku odcinkach ludzie gorąco nas oklaskiwali i pozdrawiali. A już totalnie motywujący i przyjemny był odcinek, gdzie pozdrawiający wymachiwali dużą flagą Polski, m.in. dzięki temu mogę śmiało powiedzieć: Góro Kalwario, do zobaczenia za rok!.

 

 

Tagi Lotto, Poland Bike, 29er, relacja z maratonu, zawody rowerowe, Team29er